Moniuszko w Holandii

Po raz czwarty w Holandii , tym razem na zaproszenie Niderlandzko – Polskiego Centrum Kultury i Edukacji w Rotterdamie oraz Ambasady RP w Hadze wystąpili młodzi,  niezwykle obiecujący warszawscy muzycy – pianistka Anastasia Levandovskaia  i baryton  Artur Rożek. Artyści od 2009 r. jako duet wokalno-fortepianowy  prowadzą ożywioną działalność kameralistyczną,  ukoronowaniem czego są laury na Międzynarodowych Konkursach  Muzyki Kameralnej w Łodzi i Poertschach (Austria). Ich styczniowy recital Moniuszkowski w Szkolnym Punkcie Konsultacyjnym i Ambasadzie RP w Hadze zgromadził pokaźne grono słuchaczy i spotkał się  z niezwykle entuzjastycznym przyjęciem. O miejscu Moniuszki w karierze artystów i o tym z czym kojarzy się im Holandia rozmawiała z Arturem Rożkiem i Anastasią Levandovskaia Agata Bartnik.

Muzyka Moniuszki w opinii przeciętnego polskiego odbiorcy to nuda i anachronizm. Czy Wy, młodzi artyści na co dzień obcujący z najprzedniejszymi wykwitami  światowej muzyki klasycznej macie również tak pejoratywne zdanie na temat spuścizny Ojca Polskiej Opery Narodowej?

A. R.: Bynajmniej. Muzyka Moniuszki jest dla mnie bezcennym, ogromnym skarbcem mojej ojczystej kultury. Jest ona czymś na czym wyrosłem i dojrzałem i z czym jako artysta bardzo się utożsamiam. Muzyka ta pozwoliła mi odkryć w dużej mierze wielkość i bogactwo kultury polskiej. Jako artysta chętnie i często powracam do twórczości Moniuszki, starając się za każdym razem przekazać najcenniejsze jej pierwiastki, które  świadczą o wyjątkowości polskiej kultury.

Anastazjo, w Mołdawii, w kraju z którego pochodzisz muzyka Moniuszki poza drobnymi wyjątkami jest nieznana. Słuchając Twojej gry mam jednak wrażenie, że Moniuszko jest Ci bliski i masz do niego sentyment. Od jak dawna i dlaczego?

A. L.: Moja przygoda ze spuścizną Moniuszki zaczęła się w październiku 2009 roku, kiedy trafiłam na Staż Artystyczny do pani Katarzyny Jankowskiej i ona wybrała dla mnie spośród innych kilku pieśni, trzy pieśni tego kompozytora. Były to Tren VI, Czaty i Lirnik wioskowy. Nie byłam przekonana do tego wyboru, ale z powodu ogromnej sympatii do pani Katarzyny zaczęłam rozczytywać te pieśni. Z upływem kolejnych tygodni odkryłam że ta muzyka bardzo mi się podoba. Chyba najbardziej zadziwiające dla mnie było to, że warstwa dźwiękowa odzwierciedla i maluje tkankę słowną wierszy. Jako że znałam polski, mogłam to od razu zauważyć. Tak więc Moniuszko i te trzy pieśni stały się dla mnie bramą w świat interpretacji pieśni, prawdziwej interpretacji, czyli odegrania tekstu słownego, jego uwypuklenia, przekazania słuchaczowi słowa przez dźwięki.

Swoje pieśni Moniuszko pisał głównie z myślą o amatorach, stąd ich na pozór uderzająca wykonawczo- interpretacyjna  prostota. Wiemy jednak, że paradoksalnie, rzeczy proste najtrudniejsze są w wykonaniu. Czy podobnie jest z muzyką Stanisława Moniuszki?

fot. Agata Bartnik

A.R.: Wykonawstwo Moniuszki jest dla mnie o tyle prostsze, że muzyka ta jest mi bardzo bliska, a zarazem wyjątkowa i unikalna w wielu aspektach choćby bogactwa formy i środków wyrazu. Co za tym idzie, sposób jej wykonawstwa i przekazu powinien być również bardzo wyjątkowy. To po dziś dzień nastręcza mi sporo problemów, daje momenty do głębokiego przemyślenia, poszukiwania interpretacji. Tak zawsze podchodzę do tej bardzo bogatej twórczości, za każdym razem kładąc ogromny nacisk na to, co narodowe, polskie. W ten sposób podszedłem również do koncertów w Hadze, gdzie nadrzędnym problemem dla mnie było pokazanie oryginalności i absolutnej wyjątkowości muzyki Moniuszki w taki sposób aby moje intencje były we właściwy sposób odebrane i zrozumiane przez publiczność nie znającą tej twórczości. Publiczność najbardziej zwraca uwagę na najmniejsze nawet detale, które później często zapadają głęboko w pamięć.

Sądzicie, że muzyka Moniuszki z anachronizmem swoich kontekstów i etykietką banalności ma szanse przeżyć swój renesans?

A.L.: Osobiście uważam, że muzyka ta jest warta wypromowania, ponieważ ma ona nasz, słowiański charakter, słowiańską melodykę i nastroje. Jest mi bliska. Czuję się za każdym razem wzruszona, kiedy słucham Do Niemna.

Spoglądając w Wasz biogram koncertowy, widzę, że Holandia obok Polski jest krajem w którym najczęściej koncertujecie. Czym zaskarbiła sobie Waszą sympatię?

A.L.: Zadałaś pytanie, które mnie poruszyło. Czym jest dla mnie Holandia? Holandia dla mnie to kraj, w którym muzyka i jej uprawianie kwitnie. Dla mnie to przykład ideału, kiedy wiele osób gra i kocha muzykę tak po prostu, dla siebie, bo nie mogą nie grać. Chciałabym, aby tak było w Polsce. Dodatkowo jest Holandia dla mnie krajem, w którym ceni się moją sztukę i wykonawstwo. Byłam tu cztery razy i za każdym razem wyjeżdżałam pełna wiary w swoją grę.

A.R.: Zgadzam się z Anastasią. W Holandii spotkaliśmy się z niezwykle ciepłym przyjęciem. Za każdym razem z niecierpliwością oczekuję przyjazdu do Holandii i spotkania wielu serdecznych i życzliwych nam ludzi. Dodatkowo jest Holandia krajem o wspaniałej, urzekającej architekturze, obfitującym w przepiękne krajobrazy. To co utkwiło mi w pamięci to również wspaniałe, nowoczesne sale koncertowe o różnej wielkości ale zawsze doskonałej akustyce, w których mieliśmy zaszczyt i ogromną przyjemność koncertować. Osobiście odczuwam spory brak takich obiektów w Polsce. Nie mogę się doczekać chwili w której odwiedzę ten kraj po raz kolejny.

Czego mogę życzyć Wam na przyszłość?

fot. Agata Bartnik

A.L.: Życz nam, abyśmy wreszcie przestali się kłócić ( śmiech).  Mówiąc poważnie, życz nam wspólnych sukcesów na polu liryki wokalnej i tego by każdy kolejny nasz koncert był lepszy od poprzedniego.

A.R.: Myślę, że należałoby nam życzyć przede wszystkim sukcesów i odkrywania nowych zainteresowań repertuarowych, koncertów na których będziemy mogli ludziom pokazać co razem udało nam się stworzyć i wspólnie wypracować oraz zawsze tak ciepłego i serdecznego przyjęcia publiczności jak w Holandii.